Czytelnia



TRANSPOETICA: BRAZYLIA

Wszyscy lubią poezję. Kilka uwag o obecności poezji brazylijskiej w Polsce


Gabriel Borowski

„Alguns gostam de poesia. / Alguns – ou seja nem todos. / Nem mesmo a maioria de todos, mas a minoria.”[1] Poezja Wisławy Szymborskiej w przekładzie Reginy Przybycien, którego premiera w 2011 roku była w Brazylii nie lada wydarzeniem, nabiera ironicznego wydźwięku. Nie tylko z powodu niespodziewanego sukcesu polskiej noblistki, która okazała się znakomicie trafiać do gustu dość wąskiego grona brazylijskich czytelników liryki, lecz również dlatego, że pod Krzyżem Południa poezję lubią wszyscy – lub chociaż „większość wszystkich”. 

W Brazylii liryka nie stanowi zjawiska marginalnego. Wręcz przeciwnie: prozie życia codziennego towarzyszy poezja przenikająca niemalże każdy jego wymiar. Italo Moriconi, odpowiedzialny za opracowanie antologii stu najlepszych wierszy brazylijskich ubiegłego wieku, wyklucza istnienie Brazylijczyka, który nie miałby żadnych doświadczeń z liryką: „to niemożliwe [...] w kraju, w którym dobrą poezję chłonąć można codziennie poprzez najlepsze teksty piosenek muzyki rozrywkowej [música popular], od samby po rap, poprzez wszystkie rytmiczne i-tak-daleje, które słyszymy w radio i oglądosłuchamy w telewizji. [...] Wszyscy wiedzą, że w naszej kulturze poezja książkowa i muzyka rozrywkowa krzyżowały się i nadal się krzyżują, dając fantastyczne rezultaty”[2]

Daleki od okazjonalnego mezaliansu, szczęśliwy i długoletni związek literatury i muzyki w historii kultury brazylijskiej ukazany został w filmie dokumentalnym Palavra (En)Cantada (2009) w reżyserii Heleny Solberg. W jednym ze składających się nań wywiadów José Miguel Wisnik – równie znany jako literaturoznawca i jako kompozytor – objaśnia, iż w Brazylii nigdy nie doszło do pełnej implantacji kultury słowa pisanego, przez co funkcję nośnika treści poetyckich spełniała od zawsze muzyka. Jak twierdzi Wisnik, sytuacja ta prawdopodobnie nie ma odpowiedników w żadnym innym społeczeństwie na świecie. 

W Polsce poezja brazylijska pozostaje niestety całkowicie lub prawie całkowicie nieznana. Próżno szukać w naszym kraju sukcesu analogicznego do ciepłego przyjęcia Szymborskiej pod Krzyżem Południa. Do niedawna brazylijską lirykę reprezentowały zaledwie dwie publikacje: garstka tłumaczeń wierszy Manuela Bandeiry (1886-1968) oraz Carlosa Drummonda de Andrade (1902-1987) ukazała się niemalże dwadzieścia lat temu w latynoamerykańskim numerze „Literatury na Świcie” (nr 5-6/1995), natomiast w 1998 roku ten skromny wybór został uzupełniony o kilka utworów w przekładzie Henryka Siewierskiego, zawartych w zbiorze esejów Jak dostałem Brazylię w prezencie[3]. Kolejne tłumaczenia poezji ukazały się ponad dekadę później. W 2011 roku w poświęconym Brazylii numerze „Literatury na Świecie” (nr 1-2/2011) zamieszczono wybór utworów Drummonda, Paulo Leminskiego (1944-1989) i Nicolasa Behra (ur. 1958). W tym samym roku na rynku pojawia się pierwsza polska antologia pt. 33 wiersze brazylijskie[4], zawierająca w większości tłumaczenia autorstwa studentów Zakładu Filologii Portugalskiej i Przekładoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, pracujących pod opieką Henryka Siewierskiego. Niewielki zbiór utworów Drummonda, Mário Quintany (1906-1964) i João Cabrala de Melo Neto (1922-1999)[5], który ukazał się w niszowej serii „Biblioteka Iberyjska” – będącej jednocześnie głównym wydawcą publikacji poświęconych kulturze krajów portugalskiego obszaru językowego w Polsce – stanowi jak dotąd jedyne polskie wydawnictwo zwarte poświęcone brazylijskiej poezji. 

Tym samym, choć w świadomości polskiego odbiorcy oraz na półkach księgarń na dobre zadomowiła się już ogromna (i stale rosnąca) liczba autorów latynoamerykańskich, nie uświadczy się wśród nich choćby jednego autora brazylijskiego. W Polsce przymiotniki „latyno-„ i „iberoamerykański” odsyłają zresztą do kręgu pisarzy hiszpańskojęzycznych, wykluczając z założenia autorów posługujących się portugalszczyzną – językiem, w którym co noc śni ponad 200 milionów ludzi. Symptomatyczny niech będzie fakt, iż w końcowej części wstępu do Recepcji przekładów literatury iberoamerykańskiej w Polsce w latach 1945-2005 z perspektywy komunikacji międzykulturowej Małgorzata Gaszyńska-Magiera objaśnia, iż przedmiot jej badań zawęża się do tłumaczeń tekstów z Ameryki Łacińskiej, które powstały w języku hiszpańskim, przez co „stosowane [...] wymiennie pojęcia «proza iberoamerykańska», «proza latynoamerykańska» stanowią w [jej] pracy pewien skrót myślowy i odnoszą się wyłącznie do utworów napisanych po hiszpańsku”[6]. Epidemiczną powszechność tej chorobliwej elipsy dostrzec można także w innych, z pozoru antyimperialistycznych komentarzach. W odniesieniu do antologii Krystyny Rodowskiej Umocz wargi w kamieniu. Przekłady poetów latynoamerykańskich (czytaj: hiszpańskojęzycznych) Carlos Marrodán Casas stwierdza, iż „wbrew [...] «amerykańskim» konotacjom polszczyzny [Rodowska] od wielu lat odkrywa wszystkie możliwe Ameryki”[7]. Otóż nie wszystkie.

W drugiej dekadzie XXI wieku literatura brazylijska w Polsce prawie nie istnieje[8], a co gorsza – za sprawą „skrótów myślowych” z jej nieobecności mało kto zdaje sobie sprawę. Być może rację miał więc Antonio Candido, jeden z najbardziej wpływowych brazylijskich badaczy literatury, stwierdzając w 1979 roku, że fakt utrzymania politycznej jedności na olbrzymim brazylijskim terytorium stanowi paradoksalnie największą przeszkodę do międzynarodowego rozpoznania kulturowej odrębności Brazylijczyków na tle Ameryki Łacińskiej[9]. Czy gdyby zamiast osamotnionego, portugalskojęzycznego „rodzynka” – chociaż „rodzynek” ten ma rozmiar niemalże połowy kontynentu! – istniało w Ameryce Południowej kilka mniejszych krajów posługujących się językiem portugalskim, byłyby one w stanie uformować wyraźniejszą opozycję w stosunku do bloku hiszpańskojęzycznego? 

Pytanie to pozostaje, rzecz jasna, w sferze spekulacji. W rzeczywistości o językowej, historycznej i kulturowej odrębności Brazylii powszechnie się zapomina. Polska nie jest pod tym względem wyjątkiem, choć może poszczycić się sporą liczbą zapomnianych tłumaczeń brazylijskiej prozy, w tym klasyków, którzy w wielu krajach doczekali się szeregu wznowień, przekładów polemicznych i prac krytycznych.

* * *
Czy przyszłość literatury brazylijskiej w Polsce leży w odnajdywaniu zapomnianych śladów obecności, czy w ustanawianiu nowego porządku? Jak rysuje się jej sytuacja na tle innych literatur portugalskiego kręgu językowego? Czy popularność różnych przejawów kultury brazylijskiej – samby, capoeiry, kultu piłki nożnej itd. - oraz estetyzacja przemocy w brazylijskim kinie sprzyja, czy może blokuje rozbudzenie ciekawości czytelniczej? Co wiemy o literaturze brazylijskiej? Czy sytuacja literatury polskiej w Brazylii jest analogiczna? 

Zapraszamy na grudniowe spotkanie w ramach cyklu „Transpoetica” poświęcone poezji brazylijskiej. Oś wydarzenia stanowić będzie specyficzny dla kultury brazylijskiej splot liryki i muzyki. W programie m.in. pokaz fragmentów filmu dokumentalnego Palavra (En)Cantada (2009) w reżyserii Heleny Solberg (wersja z napisami w języku polskim), lektura publikowanych i niepublikowanych dotąd przekładów, dyskusja na temat kondycji literatury brazylijskiej w Polsce, a na zakończenie – koncert muzyki brazylijskiej. Spotkanie poprowadzi Gabriel Borowski.


Gabriel Borowski – brazylianista, doktorant w Zakładzie Filologii Portugalskiej i Przekładoznawstwa UJ. Laureat pierwszej edycji konkursu MNiSW „Diamentowy Grant”, członek CLEPUL (Centrum Literatur i Kultur Portugalskojęzycznych i Europejskich Uniwersytetu Lizbońskiego). Zajmuje się historią powieściowych form autonarracyjnych w literaturze brazylijskiej oraz teorią transkreacji i praktyką przekładową Haroldo de Camposa.




[1] W. Szymborska, Poemas, tłum. R. Przybycien, Companhia das Letras, São Paulo 2011, s. 91.
[2] I. Moriconi, Introdução, w: Os cem melhores poemas brasileiros do século, Objetiva, Rio de Janeiro 2001, s. 16.
[3] H. Siewierski, Jak dostałem Brazylię w prezencie, Universitas, Kraków 1998.
[4] C. Drummond de Andrade, J. Cabral de Melo Neto, M. Quintana, 33 wiersze brazylijskie,
Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego; Instytut Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich UW, Warszawa 2011.
[5] W zbiorze początkowo znaleźć się miały także przekłady utworów Manuela Bandeiry i Cecílii Meireles (1901-1964), lecz niemożliwe okazało się uzyskanie praw autorskich.
[6] M. Gaszyńska-Magiera, Recepcja przekładów literatury iberoamerykańskiej w Polsce w latach 1945-2005 z perspektywy komunikacji międzykulturowej, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2011, s. 17.
[7] Cytat za: http://biuroliterackie.pl/biuletyn/newsy/krystyna-rodowska-umocz-wargi-w-kamieniu/. Dostęp 19 listopada 2014 r.
[8] Wyjątkiem będzie, rzecz jasna, niespotykany w skali światowej fenomen polskiej recepcji powieści Paulo Coelho, powiązany bezpośrednio z obecnością na polskim rynku wydawnictwa Drzewo Babel.
[9] A. Candido, A nova narrativa, w: A educação pela noite e outros ensaios, Ática, São Paulo 2000, s. 200.


TRANSPOETICA: BRAZYLIA  już 8 grudnia. Zapraszamy!

Strona wydarzenia na Facebook'u.


____________________________________________________________________________

 TRANSPOETICA: MIŁOŚĆ PO INDYJSKU

Agnieszka Kuczkiewicz-Fraś

Sądzeni będą poeci w obecności królewskiego majestatu. Słodkouści śpiewacy z ogrodu 
– zostniecie poddani próbie!
(Mirza Farhatullach Baig)


Zwyczaj publicznego recytowania utworów poetyckich, a także arabski termin muśaira (mušācirah), oznaczający pierwotnie „rywalizujący w poezji” lub „doskonalący się w poezji” były znane w kręgu kultury muzułmańskiej od czasów średniowiecza. Ale kiedy około XV wieku na subkontynencie indyjskim zaczął rodzić się język urdu, a wraz z nim inspirowana wzorcami perskimi poezja, która z czasem miała stać się jednym z najważniejszych filarów kultury indo-muzułmańskiej – wyraz muśaira zyskał nowy wymiar i począł oznaczać wielogodzinne sympozjum poetyckie, podczas którego zaproszeni poeci recytują swoje utwory przed sobą nawzajem i przed zgromadzoną tłumnie publicznością. Termin w tym znaczeniu funkcjonuje do dziś, tradycja muśairy zaś, przeżywająca obecnie renesans popularności (zapewne na skutek zwiększonej dostępności we współczesnych mediach) – kultywowana jest nie tylko w krajach subkontynentu indyjskiego, ale także wśród urdujęzycznej diaspory w Europie, Ameryce, Afryce czy krajach arabskich.



Muśairy tradycyjnie rozpoczynały się po zapadnięciu ciemności, zwykle między godz. 9.00 a 10.00 wieczorem, i trwały do chwili, gdy pierwsze promienie świtu  przełamywały mroki nocy. Organizowano je zazwyczaj w prywatnych posiadłościach – pałacach władców-patronów czy domach poetów. Uczestniczyli w nich – zarówno w roli autorów prezentujących wiersze, jak i publiczności – wyłącznie mężczyźni, aczkolwiek sporadycznie zdarzało się, że dopuszczano do udziału w sympozjum także kobiety. Były to jednak kobiety nieprzestrzegające zasad pardy [praktyka, której celem jest zasłanianie kobiet przed obcymi – przyp. red.] – kurtyzany, którym wolno było poruszać się swobodnie i z odkrytą twarzą w niedostępnej „szanowanym” niewiastom sferze publicznej, przeznaczonej wyłącznie dla mężczyzn. Niektóre z nich posiadały gruntowne wykształcenie w zakresie literatury perskiej i arabskiej oraz tradycyjnych sztuk performatywnych i prezentowały podczas muśairy własne kompozycje, niejednokrotnie uatrakcyjniając spotkanie profesjonalnym śpiewem i tańcem. Także ich wystawne salony, zwane kotha, często służyły jako miejsce organizowania muśair.

Tradycyjna muśaira
Formy poetyckie prezentowane podczas muśairy obejmują w zasadzie wszystkie główne rodzaje utworów, które w literaturze urdu rozwinęły się pod wpływem arabskiej i perskiej tradycji poetyckiej – recytowane są kasydy (‘ody’, długie wiersze, zwykle o charakterze panegirycznym lub satyrycznym), masnawi (wiersze średniej długości na dowolny temat, najczęściej jednak koncentrujące się wokół wątku romantycznego lub heroicznego), marsije (poematy elegijne opisujące wydarzenia związane z bitwą pod Karbalą, a czasami pisane także dla upamiętnienia zmarłych krewnych bądź przyjaciół), gazale (krótkie wiersze, zwykle o tematyce miłosnej), kity (utwory formą przypominające nieco gazal, jednak poświęcone przedstawieniu jednego tematu, niekoniecznie związanego z miłością) oraz rubajaty (czterowiersze o treści zwykle refleksyjno-filozoficznej). Spośród wszystkich tych form to gazal zyskał jednak w krótkim czasie największą popularność, stając się gatunkiem ulubionym i cenionym najwyżej zarówno przez twórców, jak i przez odbiorców poezji. Posługując się tą nostalgiczną w charakterze i silnie odwołującą się do emocji odbiorcy formą poetycką twórcy podejmują takie tematy, jak miłość (zarówno w wymiarze ziemskim – do ukochanej/ukochanego, jak i mistycznym – do Boga), przemijanie, śmierć, rozłąka, cierpienie itp. Niejednokrotnie muśaira stanowi również rodzaj turnieju (określana wówczas jest terminem tarahi muśaira – „muśaira z wątkiem wiodącym”), a zgromadzeni twórcy zobowiązani są do ułożenia kompozycji utrzymanych w formie i stylistyce wybranego przez organizatorów hemistycha, autorstwa jednego ze znanych poetów klasycznych.

Chociaż sama forma muśairy stopniowo ulegała pewnym modyfikacjom, spowodowanym chociażby rozwojem techniki (oświetlenie, użycie nagłośnienia itp.), jeden element wciąż pozostaje niezmiennie istotny: rozmieszczenie uczestników na podium czy za stołem i związana z nim kolejność, w jakiej prezentują oni swoje utwory. Zasadą jest, że najwyżej cenieni twórcy zajmują wśród wykonawców najbardziej poczesne, centralne miejsce, recytują zaś wiersze na końcu, kiedy już wszyscy inni twórcy zdążyli się zaprezentować, a publiczność jest dostatecznie rozgrzana, aby z najwyższym zapałem i uwielbieniem wysłuchać mistrzów, komentując i chwaląc głośno poszczególne wersy. Interakcja z publicznością, recytującą całe fragmenty wierszy i nierzadko zmuszającą poetę do powtarzania utworu – to także tradycyjny element muśairy, dzięki której na kilka godzin uczestnicy spotkania mogą zapomnieć o kłopotach i zmartwieniach życia codziennego. Mogą zanurzyć się w uroczystej, odświętnej atmosferze spotkania ze sztuką, kiedy jedyną rzeczywistością w czasie pomiędzy zmierzchem a porankiem staje się rzeczywistość poetycka.

Współczesna muśaira


Zapraszamy na wieczór z poezją w tradycji muśaira:

TRANSPOETICA: Miłość po indyjsku, 28 października 2014, godz. 18:00

______________________________________

Prezentujemy utwory poetów, którzy wezmą udział w najbliższym spotkaniu z cyklu TRANSPOETICA - Musy Czachorowskiego i Selima Chazbijewicza.


Musa Czachorowski                                                          

***

Pochowaj mnie w stepie wnuku
wśród tatarskich koni
z ich dumnymi niegdyś grzywami i ogonami
o twardych jak głazy kopytach
tam gdzie kolejną wiosną
tabuny ruszają na świeże pastwiska
abym mógł bezustannie wędrować

wciąż mi mało tego stepu
moje serce pozostaw w Solecznikach
i zakop pod krzakiem oblepichy
pokaże ci go twój tata
a twoja mama zrobi dla ciebie
dżem z jej owoców
posiądziesz wtedy całą moja tęsknotę i pamięć
bo niczego więcej
już nie posiadam

09.02.2006


***

Zauroczył mnie niegdyś ten kraj
Chociaż znałem tylko jego miękkie imię
Lietuva
Wymawiałem je szeptem
Z wypiekami na twarzy
Jakbym przyzywał daleką wymarzoną kochankę
Albo zwierzał się przyjacielowi
Mówiłem sveika Svaja! sveika Gabija!
Wołałem Vytautai! Briedi!
I smakowały te imiona
Niczym starodawne pogańskie zaklęcia
Rzucone w rozgwieżdżone niebo
A kiedy wsłuchiwałem się w ciemność
Odpowiadała mi sena daina
Wyuczyłem się jej
Na pamięć
Któregoś dnia wnuku
Ta ziemia wyjdzie ci naprzeciw
Spojrzysz na nią z Wieży Giedymina
Zadumasz się w Ostrej Bramie
I weźmiesz w palce na tatarskim mizarze
Ziemia dobrych ludzi
O różnych językach a jednym sercu
Jeżeli cokolwiek z tego zrozumiesz
Wtedy wszystko to
Będzie twoje

10.02.2006


***

Chodziłem kiedyś brzegiem zmęczonego morza
i czułem we włosach jego powolny oddech
Wiele razy zasypiałem w lesie
przysypany igliwiem niczym uschły patyk
Byłem w kilku dużych miastach
jeździłem metrem latałem nawet samolotem
Jadałem na półmiskach z miśnieńskiej porcelany
a czasem piłem wodę z aluminiowego kubka
Spoglądałem w gorące twarze kobiet
rozjaśnione smakiem szybkich pocałunków
w zdyszanym zapachu naszych zręcznych dłoni
i jedno ci tylko wnuku powiem
Nigdy jeszcze nie widziałem
takiego bezmiaru najsłodszej czułości
co w patrzących na ciebie oczach twojej mamy
czarnowłosej
smagłolicej
prawdziwej księżniczki
najdalszego tatarskiego stepu

07.04.2006


Dobry sufi

Dobry sufi: jak dobrze to brzmi,
jak miękko się wymawia.
Moje oczy otwierają się na tę miękkość,
moje serce otwiera się na tę dobroć.
Jest w tych słowach ciepło,
ciepło twojego oddechu,
unoszące się w jakąkolwiek stronę.
On jest bowiem wszędzie,
i tylko nasza dobroć
i nasze ciepło, miękkość naszych serc,
otwierają nam drogę do Niego

30.08.2003


Mój koń
Amirowi Gismatullinowi

Czasem śnią mi się konie
tabun splątanych grzyw i kopyt
Rozhukane prężą mocne grzbiety
w oczekiwaniu na ciężar jeźdźca
i niepohamowany pęd Ich oczy
wypełnia dal Napinają się
ścięgna i mięśnie Drży
tratowana ziemia
niepokój ogarnia także ludzi
siedzących jeszcze nieruchomo przy ogniskach
wokół nich rozlewa się z wolna
wieczorna mgła Przynosi ze sobą
zapach dojrzewającej krwi
i ostry lot strzał
Budzi mnie nagły krzyk
Gdzie moja szabla
mój koń

29.09.2002


***

Już od dawna nic mi się nie śni
jeszcze tylko czasem
konie ocierają się o świt
przynosząc na swych grzbietach
daleki oddech stepów
i wplątany w grzywy wiatr

Miękkimi chrapami dotykają lekko
moich zdrętwiałych rąk
czuję ukryte w nich światło
łagodną grę mięśni

I tak płyną przeze mnie
w przestrzeni bez dna
coraz szybciej i szybciej

I coraz ich mniej

28.04.1989


Tylko

Coraz częściej powracam na płowoskóry step
gdzie w zakolu rzeki
rozkładają się białe skrzydła jurt
Tam jest początek wszystkiego

Widzę chłopca śpiącego w trawie
gniada kobyła wuja Nastka
niesie go łąką
między cmentarzem a strugą

Daleko stąd do ciepłego domu
wołanie na obiad
unosi się w powietrzu i blednie
nic tu nie słychać

Chłopiec śni łąkę i konia
jedzie gdzieś wedle strugi
i nie wie nawet jak bardzo się postarzał
on i dom i ten koń

Nie ma właściwie dokąd jechać
wszystko jest tak odległe
że nic już nie słychać
Tylko jeszcze ten step

22.12.2002



Selim Chazbijewicz
Z cyklu Nowe Sonety Krymskie

Płacz, płacz Ukraino

Płacz, płacz Ukraino zdeptana rosyjskim butem,
Płacz Zaporoska Siczy, a ty murzo tatarski
Szablę ostrz i tarczę, żelazem okutą
Staw przeciw wojskom rosyjskim.

Bo dzisiaj twa Ukraina, kraj mlekiem i miodem płynący
Gwałcona jest rosyjskim bagnetem,
I jest ona, z sercem otwartym, krwawiąca
Wystawiona na hańbę i śmiech pusty Europy…

Płacz , płacz za Krymem gdzie słońce wśród lazuru morza
Zachodzi; i niespokojny pytam , murzo, co się dzieje ?
Płacz za Krymem, idącym na zatracenie, a może

Po nocy tej znów się okaże, że dnieje?
Że woła coś z głębin historii, że na ratunek dąży? ;
Jedźmy więc, nikt nie woła, zostawmy nadzieję.


Wojna krymska1

Szły szeregi moskiewskie potężne, rozłożyste,
Naprzeciw kawaleria Iskendera beja,
Kozacy otomańscy i baszybuzucy
A z prawej lekka brygada angielska.

I naraz ruszyli szable dobywszy i piki
Pochyliwszy się w siodle , jak ława, naprzód, bez pamięci,
I tylko dowódca Iskender Bej wyszeptał cicho „Matko Święta
Wspomóż i wy, wszyscy w niebie święci”,

Bo był to Polak w tureckiej służbie jak wielu,
Który znów dobył szablę przeciw Moskalowi,
Krymu broniąc przeciw moskiewskim zastępom.

Bitwy tej nie zapomną narody na pewno, a Iskander Bej
w nagrodę za męstwo dostał szablę złotą którą przepił,
W karczmie nocnej , świętując zwycięstwo.


1 Wojna krymska miała miejsce w latach 1853- 1856. Była to wojna pomiędzy Rosją a Turcją. Po stronie tureckiej walczyła koalicja państw: Anglii, Francji, Królestwa Sardynii. Działania wojenne miały miejsce na Krymie. Szczególnie trzy akcje militarne okryły się sławą podczas tej wojny i weszły do legendy. Pierwszą była obrona Sewastopola przez wojska rosyjskie trwająca 11 miesięcy. Utrwalił tę obronę Lew Tołstoj w „Opowiadaniach sewastopolskich”. Drugą była szarża Lekkiej Brygady Kawalerii angielskiej na stanowiska rosyjskiej artylerii w dniu 25 października 1855 podczas bitwy pod Bałakławą. Szarża ta weszła do legendy armii brytyjskiej. Trzecią akcją militarną była szarża pod dowództwem Iskendera Beja. Szarża ta w dniu 5 marca 1855r. trzystu tureckich kawalerzystów na cztery szwadrony kawalerii rosyjskiej zakończyła się zwycięstwem Turków. Ze strony tureckiej była to jazda baszybuzuków (dosłownie: szalonych głów) ochotników służących w oddziałach kawalerii tureckiej do zadań specjalnych. Ich dowódcą był Polak w służbie tureckiej pułkownik Antoni Iliński występujący pod imieniem Iskender Bej. Bej w ówczesnej armii tureckiej odpowiadał mniej więcej stopniowi pułkownika. Po tej szarży Iskender Bej otrzymał od sułtana awans na generała (paszę) i już jako Iskender Pasza został obdarowany przez władcę szablą ze szczerego złota wysadzaną drogimi kamieniami. Szablę tę, jak głosi legenda, tej samej nocy po jej otrzymaniu przepił w oficerskim kasynie. Obecnie mamy do czynienia z drugą wojną krymską.